"Gra o tron" (Game of Thrones)


Jeden z najpopularniejszych seriali ostatniej dekady, nakręcony przez stację HBO. Powstał na podstawie bestsellerowej serii "Pieśń lodu i ognia" George'a R. R. Martina.

Siedem królestw. Jeden żelazny tron. Rozpoczyna się walka o władzę w Westeros.

Niesłychanie emocjonująca fabuła, pełna skomplikowanych, misternych intryg, przebiegłych planów, wyrazistych osobowości. Nikt i nic nie jest czarne albo białe. Sojusze momentalnie mogą ulec zmianie, a niegdysiejszy przyjaciel nagle staje się wrogiem. Piękne studium nad przewrotnością ludzkiej natury. Tutaj szlachetność miesza się z szaleństwem, honor z obłudą, miłość z nienawiścią. Doskonale oddane ludzkie dążenia, pogłębienie psychologicznie bohaterowie. Nie są płytcy ani powierzchowni. Każdy ma bogate życie wewnętrzne. Często sympatyzujemy z jednym bohaterem, by za chwilę zmienić o nim zdanie. Ogromny dynamizm, wspaniałe efekty specjalne.

Dialogi często wywołujące ciary na plecach, przejmujące, jak np. mowa Tyriona podczas osądzania go za zabicie Joeffreya. Mnóstwo odważnych scen erotycznych, rubasznego humoru, piękne scenerie, elementy baśniowe, magia.

Moim zdaniem najlepszy serial wszech czasów. Niestety po ostatnim sezonie, a już zwłaszcza finale, musiałam zmienić zdanie.
Budowane przez niemal dekadę napięcie, konstrukcja bohaterów, logika, spójność, wszystko runęło jak Królewska Przystań. Tyle błędów i to w TYM serialu! Może w "Modzie na sukces" by to uszło, ale nie tu.

Uwaga na spoilery!




Niepotrzebne, niepasujące rekwizyty, niewyjaśnienie wątku Nocnego Króla, wygnanie Jona, z którego pochodzeniem nie zrobiono absolutnie nic. Po co było wyjaśnienie tej wielkiej tajemnicy, kim naprawdę jest Jon, skoro nic to nie zmieniło i za to, że wszystkich uratował przed tyranką... spotkała go kara.
Smok za śmierć matki wyżywający się na żelaznym tronie, zamiast na zabójcy królowej, no po prostu żart.
Bran w jednym zdaniu mówiący, że po co innego przybył, jak nie po to, by być królem, a w kolejnym zdaniu już mu się "odwidziało" i mówi, że on królem nie chce być.
Arya jako "Columb w spódnicy" :-D
Tyrion odsuwający krzesła, no zajebiście ważna scena :-D
Przygnieceni Jaime i Cersei a obok, nieopodal pustka (jakby stanęli kilka stóp dalej, przeżyliby).
Scenarzyści tak jakby trochę zapomnieli o przepowiedni, że Cersei ma zginąć z rąk młodszego brata.
Nieporuszony wątek Azora Ahai.
Bran królem, chociaż podczas najważniejszej bitwy siedział sobie w ogrodzie i mimo że miał moc przewidywania przyszłości, nie pomógł w walce, chociażby informując o kolejnych krokach wroga.
Przemiana Daenerys? Zbyt nagła, zbyt gwałtowna, nie pokazali rozwoju jej przemiany.
Dialogi nijakie (kwestia Varysa: "kutasy się liczą")
Zima stulecia, a tu spod śniegu wystaje roślinka. W ogóle pogoda szalała, raz lato, raz zima, brak konsekwencji.
Smoka dało się zabić kilkoma strzałami, zaś drugi obrócił wszystko w perzynę jak baletnica.

Niestety, zakończenie absolutnie zostało moim zdaniem zepsute. A kiedyś to był taki dobry serial :( przykro patrzeć, jak przy takim budżecie i dwóch latach na zrealizowanie zdjęć zaserwowano nam taki koniec uwielbianego serialu. Jedyne emocje, jakie twórcy wywołali u mnie to salwy niepohamowanego śmiechu.


















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Nie z tego świata" (1987)

"Do kwadratu" Anna Sobańska

"7 uczuć"